Jak wygląda praca w polsko-niemieckim zespole testerskim? Czego się spodziewać? Czy występują duże różnice kulturowe?
W dzisiejszym artykule opowiem o czymś, co dla wielu może być rzadko spotykanym zjawiskiem, a dla mnie od blisko dwóch lat jest codziennością – mianowicie o pracy w polsko-niemieckim zespole testerskim.
Od grudnia 2018 roku jestem częścią rozproszonego, zdalnego zespołu, w którym porozumiewamy się w języku niemieckim. I zdawałoby się, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego – w końcu język niemiecki jest drugim (zaraz po angielskim, przed hiszpańskim, francuskim czy włoskim) najpowszechniejszym językiem w Europie, jednak postanowiłam sprawdzić najpopularniejszy portal z ofertami pracy w IT (skupiłam się na ogłoszeniach dla testerów oprogramowania, wszystkich bez względu na staż pracy) i okazało się, że język niemiecki stanowił niewielki odsetek w wymaganiach jakie stawiają pracodawcy. Na 122 ofert, język niemiecki tylko w dwóch był ,must have, w trzech innych był wskazany jako dodatkowy plus na równi z innymi językami europejskimi. Próbowałam również znaleźć informacje o specyfice pracy w teamie polsko-niemieckim, ale bez skutku, dlatego w dalszej części wpisu podzielę się swoimi spostrzeżeniami na ten temat.
Niemcy rajem startupów
Przed przejściem do głównego tematu warto wspomnieć o tym, jak wygląda aktualnie rynek IT w Niemczech i jak oddziałuje to na decyzje potencjalnych kandydatów. Nie od dziś wiadomo, że Niemcy startupami stoją. To zjawisko najlepiej oddają liczby: w 2018 roku na 10 000 tysięcy mieszkańców Hamburga aż 253 otworzyło własny biznes. Hamburg wyprzedził stolicę, ponieważ w Berlinie liczba ta wynosiła 238. Dla porównania, w Polsce w 2017 roku na 15 000 mieszkańców przypadał 1 startup. Finalnie w 2020 roku mamy około 3 tysięcy startupów, co już zdecydowanie nasyca polski rynek. Według statystyk, które podaje https://startup-map.berlin/intro sam Berlin ma 4728 istniejących startupów (w momencie pisania tego artykułu), a od 2012 roku powstało dzięki nim w całych Niemczech około 80 tysięcy nowych miejsc pracy. Dysproporcja jest bardzo duża w porównaniu do Polski, ale proporcjonalnie do dynamicznego powstawania nowych firm w Niemczech, lawinowo rośnie też zapotrzebowanie na pracowników – i tu z pomocą przychodzą specjaliści IT z Polski.
Język meetingów
Pewnie teraz zastanawiacie się, czy same umiejętności techniczne obronią Was podczas rozmowy kwalifikacyjnej, jeśli na przykład kiepsko znacie język niemiecki?
Odpowiadając ulubioną kwestią ludzi z branży (zaraz po ,,u mnie działa”) – to zależy. Z powodu braków kadrowych, braków doświadczonych specjalistów i rosnącego popytu na nich, nieznajomość języka niemieckiego nie stanowi już aż takiej dużej bariery przed aplikacją. Jeśli trafisz do małej lub średniej firmy, gdzie zespół składa się z wielu obcokrajowców, wysoce prawdopodobne jest, że bez problemu będziesz mógł komunikować się w języku angielskim. Mit, który jeszcze kilka lat temu mówił o tym, że język niemiecki jest główną przepustką do pracy w niemieckich firmach, powoli upada. Natomiast, nie da się zaprzeczyć, że gdy przyszły pracodawca zobaczy w Twoim CV dobrą znajomość języka, najlepiej popartą certyfikatem (np. z Goethe Institut), potraktuje ją jako ogromny plus.
W naszym wrocławskim AWSM Systems cały zespół mówi w języku niemieckim. Oczywiście, poziomy są zróżnicowane. Mamy osoby, które mówią na poziomie Muttersprachlera, czyli kogoś, kto włada językiem jak rodzimy użytkownik, jak i osoby, którym niemiecki na poziomie komunikatywnym w zupełności wystarcza do codziennych kontaktów z klientem, czy resztą kolegów.
W firmie mamy również lekcje języka niemieckiego, które wspierają dalszą naukę. Podczas nich uczymy się nie tylko słownictwa biznesowego, ale również tego przydatnego w zwykłych, życiowych sytuacjach (w końcu kiedyś wyjazdy w delegacje zdarzały się u nas bardzo często). Spotkania testerów odbywają się wyłącznie w języku niemieckim, ponieważ dla większej części zespołu język niemiecki to język ojczysty. Natomiast nigdy nie było problemu, jeśli poprosiłam kolegów i koleżanki o wytłumaczenie jakiegoś bardziej skomplikowanego zagadnienia w języku angielskim. Niemcy świetnie władają angielskim, dlatego bez obaw, jeśli zapomnimy słówka ,,herunterladen” i powiemy ,,downloaden” – zostaniemy w pełni zrozumiani, w końcu język niemiecki jest pełen anglicyzmów.
Stereotypy wciąż żywe
Dla wielu z nas pierwsze skojarzenie z Niemcami to ich zamiłowanie do porządku. Nie wiem jak jest z innymi, ale testerzy, z którymi mam przyjemność pracować są żywym przykładem na to, że ta generalizacja to prawda. Nasze spotkania mają określony, stały porządek, któremu przewodniczy test manager i generalnie pilnuje porządku całej rozmowy (i to jest super). Spotkania mają stałe punkty. Natomiast jest wiele rzeczy, które dla mnie są przerostem formy nad treścią. Sposób wypełnienia protokołów testów czy zgłaszania błędu jest czasem istotniejszy niż sam wynik testów. Ta niemiecka precyzja przekłada się na to, że czasem spotkanie, który można by zawęzić do 30 minut trwa dwie i pół godziny. Z anegdot: wciąż pamiętam specjalne spotkanie, które dotyczyło jednej literówki (tak, dosłownie jednej) w protokole z testów :)
ISTQB asem w rękawie
Okazuje się, że certyfikat ISTQB to bardzo pożądany dokument w oczach naszych zachodnich sąsiadów. Kiedyś podczas spotkania testerów, test manager zapytał kto z nas posiada już ten certyfikat. I tu niespodzianka, bo wszyscy polscy testerzy go mieli – w przeciwieństwie do niektórych niemieckich kolegów. Ci, którzy certyfikatu nie posiadali dostali od firmy, możliwość przystąpienia do szkolenia przygotowawczego i egzaminu. Założeniem jest, że każdy z naszego teamu powinien posiadać podstawową wiedzę syllabusa, potwierdzoną zdanym egzaminem. A jak jest z dyplomem ukończenia studiów? Spotkałam się, ze stwierdzeniem, że są obowiązkowe wymagane, nawet jeśli nie jest to informatyka ani studia techniczne, ale na swoim przykładzie nie mogę jednoznacznie potwierdzić czy jest to prawda.
Komunikacja w zespole na co dzień
Do wspólnych rozmów używam Teamsów, do zgłaszania błędów Jira i HPQC, chociaż w mojej opinii, przy rozproszonym zespole zdecydowanie warto byłoby ograniczyć się do jednego oprogramowania do zarządzania defektami. To samo tyczy się kanałów komunikacyjnych. Dodawanie nadprogramowych narzędzi i powielanie już istniejących wprowadza do pracy testerów niepotrzebny chaos. Biorąc pod uwagę rozproszenie zespołu oraz to, że różne języki są dla nas językami ojczystymi, podstawą współpracy powinno być ujednolicenie procesów i możliwie jak najmniejsze komplikowanie ich. Dlatego my też wewnętrznie w naszym polskim zespole przerzuciliśmy się na ten sam komunikator. Z czasem również Jira całkowicie wyprze u nas HPQC, natomiast, kiedy to będzie – nie wiadomo. Odnoszę wrażenie, że decyzyjni w tej kwestii managerowie z Niemiec są bardziej przywiązani do tradycyjnych rozwiązań niż Polacy :)
Jeśli chodzi o zarządzanie pracą zespołu, tu panują ogólnie przyjęte wzorce zarządzania projektami – jesteśmy Agile i pracujemy w Scrumie.
Ułatwienia jakie wspólnie wypracowaliśmy to między innymi praca na wspólnych dokumentach – są łatwo edytowalne, wszyscy użytkownicy mają do nich wgląd i widzą postęp prac, czy ewentualne zmiany. Przy dokumentowaniu rezultatów testów, ustaliliśmy wspólną konwencję nazywania protokołów – tak, żeby nikt nie miał wątpliwości którego testu dotyczą wyniki.
Po spotkaniach udostępniane są agendy. Do takiej rozpiski warto wrócić co jakiś czas, żeby przypomnieć sobie co zostało ustalone w trakcie meetingu.
Podsumowanie
Praca w zespole polsko-niemieckim daje mi ogrom satysfakcji. Po pierwsze mam motywację, żeby uczyć się dalej języka, którego nie używałam od czasów matury, a który daje możliwość dogadania się w tak wielu krajach – bo przecież nie tylko w Niemczech, ale również w Austrii, Belgii, Liechtensteinie, Luksemburgu, czy Szwajcarii. Jest on także językiem urzędowym regionu autonomicznego we Włoszech, Trydentu-Górnej Adygi, więc jak widać otwiera przed nami multum drzwi kariery zawodowej. Dodatkowo przy pracy w takim zespole, w pakiecie dostajemy pomocnych, sympatycznych kolegów, którzy chętnie dzielą się swoją wiedzą i służą pomocą. Mimo, że nie różnimy się aż tak bardzo, są między nami pewne kontrasty. Razem uczymy się wzajemnie swojej kultury pracy, wymieniamy spostrzeżeniami, więc jest to typowa sytuacja win-win.
No i możemy obejrzeć „Dark” bez napisów, a to już coś! :)
Źródła:
https://geek.justjoin.it/4scotty-sprawdzil-najwieksze-zapotrzebowanie-programistow-niemczech
https://startup-map.berlin/intro